Cieślik tuż za podium na "królewskim" etapie w Austrii
Zmagania trwały w sumie cztery dni, a organizatorzy przewidzieli prolog po ulicach Linz oraz trzy etapy. Niestety nie mieliśmy szczęścia - jeszcze przed startem rozchorował się Paweł Franczak, a później problemy zdrowotne nie odpuszczały również innych zawodników.
Walkę o klasyfikację generalną przekreśliła kraksa Pawła Cieślika. Chociaż pozbierał się bez szwanku, stracił sporo czasu i nie zdołał już odzyskać dobrej pozycji. Mimo to, dobrze wypadł na ostatnim, "królewskim" etapie, a w czołówce walczył również Szymon Rekita.
Tak Paweł komentuje i podsumowuje:
„Zgodnie z tym, co omawialiśmy na odprawie przed ostatnim etapem - miał on rozegrać się na ostatnim podjeździe i tam mieli walczyć najsilniejsi tego wyścigu.
My mieliśmy Maćka Paterskiego w odjeździe, choć peleton nie chciał ich za bardzo odpuścić i pozwolić Maćkowi walczyć o etapowe zwycięstwo.
Mnie udało się przejechać ten etap w głównym peletonie bez przygód (co patrząc na mój ostatni czas jest sukcesem) aż do finałowego podjazdu, gdzie podjąłem walkę z trzema najmocniejszymi kolarzami tego wyścigu...
Kiedy parę dni temu sprawdzałem listę startową wiedziałem, że po dobrej dyspozycji na MWG mogę walczyć o kolejny dobry wynik w Austrii. Ostatecznie szybko wypadłem z tej walki, bo już na pierwszym etapie uczestniczyłem w jednej z kraks i po samotnej gonitwie nie zdołałem dołączyć do faworytów...
Finałowy etap chciałem wykończyć wynikiem na podium. Nie ukrywam, że byłem zmotywowany i wiedziałem, że mogę wysoko wjechać, ale w końcówce etapu czułem, że brakowało już mocy. Na dwóch ostatnich etapach dałem z siebie dużo i wyeksploatowałem organizm.
Na zakończenie wyścigu mogę się tylko zadowolić miejscem tuż za podium. A teraz zbieramy siły i w pełni skupiamy się na nadchodzących mistrzostwach Polski”.