Mateusz Grabis: Odnajduję się w swojej roli
To dla ciebie piąty sezon w ekipie Voster ATS, a tym samym jesteś zawodnikiem z najdłuższym stażem w tej drużynie. Jak przez ten czas zmieniła się ekipa?
Mateusz Grabis: Rzeczywiście jestem w zespole od pierwszego roku jego działania jako zawodowa grupa kolarska. Przez ten czas sporo się zmieniło i z każdym rokiem idziemy do przodu. Jeździmy coraz lepsze wyścigi, ścigamy się więcej za granicą, mamy możliwość konfrontowania się z ekipami z całej Europy. To wpływa na nasz rozwój jako zawodników. Nie da się ukryć, że z każdym rokiem wzmacniamy też skład.
Drugą sprawą jest coraz lepsze zaplecze: flota i sprzęt, którym dysponujemy, a także obsługa. Doceniam, że te zmiany zachodzą krok po kroku i nie ma porywania się z motyką na słońce, ale jest stopniowy rozwój.
A jak przez ten czas zmieniłeś się ty jako zawodnik pod względem sportowym, a także mentalnym?
Na pewno w pierwszym roku dużo uczyłem się od innych chłopaków. Byłem młodym kolarzem, trochę “nieopierzonym”. Starałem się jak najwięcej czerpać od starszych kolegów i uczyć się “dorosłego” ścigania. W kolejnych latach starałem się już potwierdzić swoją wartość jako zawodnik i dawać drużynie od siebie wszystko co mogę.
Można więc powiedzieć, że uwierzyłeś bardziej w siebie i w możliwości drużyny?
Tak. Zobaczyłem, że można walczyć podczas każdego startu i wygrywać wyścigi. To dla mnie zawsze motywacja, jeśli moja praca przynosi efekt w postaci dobrego wyniku zespołu.
Jaka jest twoja rola w zespole?
Podczas wyścigów najczęściej pomagam kolegom. Muszę być wszędzie, wspierać tych, którzy mają walczyć o końcowy wynik. To nie zawsze jest wdzięczna praca, ale myślę, że się w niej odnajduję. Poza wyścigami staram się być “dobrym duchem” w zespole - dogadywać się z każdym i dbać o atmosferę w ekipie.
Skoro mowa o atmosferze, do ekipy dołączyło w tym roku czterech nowych zawodników, czy zdążyliście zgrać się jako drużyna?
Właściwie mamy trzech nowych zawodników, bo Szymon Krawczyk już dawno był taki “nasz” (śmiech). Cieszę się, że w tym roku tak wzmocniliśmy skład i bardzo szybko stworzyliśmy prawdziwą drużynę. Na pewno pomogły w tym obozy przygotowawcze w Hiszpanii i w Chorwacji, kiedy spędziliśmy razem sporo czasu i mogliśmy się
zgrać. Mamy w tym roku fajną i mocną drużynę - nie pokazaliśmy jeszcze tego w wynikach, ale to kwestia czasu.
Wspominałeś, że w ekipie masz najczęściej rolę pomocnika. Ale w ubiegłych latach udawało ci się również ugrać coś dla siebie, jak na przykład wygrany Memoriał Henryka Łasaka w 2018 czy drugie miejsce w Koronie Kocich Gór w 2019. Jakie plany na ten sezon?
Oczywiście, że jeśli pojawi się też gdzieś szansa dla mnie to zrobię wszystko, żeby ją wykorzystać! Na ten moment patrząc na plany startowe skupiam się jednak na wynikach zespołu. Chciałbym być w optymalnej formie na kolejne wyścigi na Węgrzech i w Estonii, a później na mistrzostwa Polski - marzy nam się koszulka z orłem w naszym zespole.
W tym roku szosowe mistrzostwa Polski odbędą się w Kartuzach. Czy odpowiada ci tamtejsza trasa?
Zdecydowanie tak - cieszę się, że wystartujemy właśnie tam. Trasa będzie pofalowana, bez dłuższych płaskich odcinków. Odpowiada mi taka specyfika terenu. Wszyscy będą musieli się pomęczyć.
Ubiegły rok był zupełnie inny ze względu na pandemię koronawirusa. Jak ty odczułeś to jako zawodnik?
Do samego startu sezonu wszystkim towarzyszyła duża niepewność. Mieliśmy za sobą dobrze przepracowaną zimę, ale nie wiedzieliśmy kiedy wystartujemy i jak ułoży się kalendarz. Obawiałem się trochę jak zareaguje mój organizm, ponieważ była to pierwsza w mojej karierze tak długa przerwa od startów - trwała jakieś siedem miesięcy!
Na szczęście czułem się dobrze, udało mi się trafić z formą. Okazało się, że sezon będzie krótki, ale bardzo intensywny. Pojawił się natłok startów, jechaliśmy dużo wyścigów etapowych, trochę dało mi to w kość. Ale cieszę się, że mieliśmy okazję, żeby się porządnie pościgać w tym dziwnym roku.
A jak jest teraz? Można chyba powiedzieć, że wszyscy przywykli już do nowej rzeczywistości?
Właśnie tutaj też plusem jest to, że nie musimy skupiać się na wyścigach w Polsce, które często są odwoływane lub przenoszone w czasie. Za granicą wygląda to trochę inaczej i mamy możliwość w miarę normalnego ścigania się. Jeśli wszystko dobrze pójdzie to do mistrzostw Polski będziemy mieli około 25 dni wyścigowych w nogach, więc będziemy już dobrze prześcigani. Drugą kwestią jest też to, że dzięki sponsorom mamy jako zawodnicy zapewnioną stabilną sytuację - nie musimy się martwić o finanse i o to, czy będziemy mieli się gdzie ścigać. Możemy się skupić na tym, by robić swoje.
Jakie są twoje najbliższe plany startowe?
W najbliższym czasie czeka mnie kilka wyścigów etapowych: pojadę Belgrad-Banjaluka, Dookoła Węgier i Dookoła Estonii. W międzyczasie mam również nadzieję na start w Ślężańskim Mnichu, jeśli sytuacja w kraju na to pozwoli.
Rozmawiała Karolina Halejak