Paweł Franczak kończy zawodową karierę
Medale mistrzostw Polski ze startu wspólnego, wygrany wyścig Belgrade-Banjaluka (UCI 2.1), wygrany cykl klasyków wyszehradzkich czy trzykrotne zwycięstwo w „Ślężańskim Mnichu” - to tylko niektóre z osiągnięć Pawła Franczaka. 30-letni zawodnik podjął decyzję, że sezon 2021 będzie jego ostatnim w zawodowym peletonie. Zapraszamy do rozmowy, w której podsumowuje swoją sportową drogę.
Być może niektórzy kibice będą zaskoczeni, bo nie jesteś jeszcze w wieku kolarsko „emerytalnym”. Skąd więc decyzja o zakończeniu kariery?
Paweł Franczak: Tak naprawdę ciężko mi jest dokładnie powiedzieć skąd i kiedy, ale gdzieś z tyłu głowy pojawiła się taka decyzja. To przyszło samo z siebie i zacząłem coraz częściej o tym myśleć. W zasadzie można powiedzieć, że spełniłem swoje słowa, bo już parę lat temu mówiłem sobie: „ok, chciałbym się pościgać do 30-stki” i – jeśli spojrzeć na mój pesel – to dokładnie ten moment i nie mogę mieć do siebie pretensji. To nie jest łatwa decyzja, w końcu kolarstwo to całe moje życie. To były niesamowicie piękne, niezapomniane lata: pełne radości, satysfakcji, a czasami rozczarowań i porażek.
Nigdy nie ma odpowiedniego momentu, aby wywrócić swoje życie do góry nogami - tym bardziej, jeśli sporo osób namawia cię do dalszej jazdy i czujesz, że faktycznie jesteś dla nich ważny. Lecz u mnie ten moment właśnie nadszedł. Liczę na to, że sport nauczył mnie na tyle dużo, że poradzę sobie w czymś całkiem nowym. Kolarstwo uczy charakteru i to na pewno nie jest bez znaczenia.
Za tobą dziewięć sezonów zawodowego ścigania. Z czego w swojej karierze sportowej jesteś najbardziej dumny?
To bardzo ciężkie pytanie. Byłem dumny z każdego swojego wygranego wyścigu, bez znaczenia jakiej on był rangi. Jestem dumny, że mogłem reprezentować nasze barwy narodowe podczas różnych imprez mistrzowskich.
Jestem tak samo dumny z wygrywania jak z tego, że przez te lata nie ugiąłem się w ciężkich momentach, ale starałem się realizować swoje marzenia i plany.
Jestem dumny z wszystkiego, co udało się osiągnąć i będę wspominał to do końca życia. Niczego bym nie zmienił, niczego bym nie poprawił. Cieszę się, że wszystko się tak potoczyło.
Jak wyglądały twoje kolarskie początki?
Pamiętam jakby to było dziś, ten pierwszy trening 18 lat temu. Mój tata zawiózł mnie niedaleko Nysy, gdzie działał mały klub kolarski. Miałem wtedy rower większy niż ten, którego używam obecnie, za dużą koszulkę i spodenki. Ale to wtedy nie miało znaczenia. Chciałem tylko już ruszyć na pierwszą jazdę z chłopakami. Byłem szczęśliwy, naprawdę bardzo szczęśliwy.
Od razu zaraziłem się tym sportem. W szkole myślałem tylko o tym, żeby skończyły się lekcje, bo chciałem już wrócić do domu, zjeść obiad i pojechać na trening.
W młodszych kategoriach udawało mi się wygrywać na szosie oraz na torze. Marzyłem wtedy, aby ścigać się zawodowo, podziwiałem starszych kolarzy i chciałem być jak oni. Oglądałem mnóstwo wyścigów w telewizji i marzyłem o tym, aby ktoś kiedyś również mógł mnie zobaczyć na swoim ekranie.
Wracając jeszcze do momentu kiedy byłeś młodym zawodnikiem rozpoczynającym ściganie, jakie miałeś wyobraźnia o swojej przyszłości i na ile się one spełniły?
Wiadomo, jak każdy mały kolarz, myślałem o wygrywaniu Tour de France i o tym, aby być jak Lance Armstrong - tak samo jak pewnie każdy młody chłopak, który gra w piłkę nożną chce być jak Ronaldo, Messi czy Lewandowski. Ale tak na poważnie, pamiętam jak kiedyś oglądałem nasz narodowy Tour de Pologne - chyba w 2002 lub 2003 roku - podziwiałem wtedy tych kolarzy, marzyło mi się, żeby tam wystartować. Może nie do końca w to wtedy wierzyłem, a jednak się udało.
Jaki moment w swojej karierze uważasz za kluczowy dla jej losów i jak on na ciebie wpłynął?
To było w ostatnim roku kategorii do lat 23. Udało mi się wygrać wtedy parę dobrych wyścigów i otrzymałem propozycję angażu od Piotra Kosmali. Zacząłem ścigać się w ekipie ActiveJet sponsorowanej przez świetnego człowieka, Piotra Bielińskiego. To było kolarstwo na wysokim poziomie. Mieliśmy świetne warunki, bardzo dobre wyścigi i to było to, do czego przed kategorią Elite dążyłem. To był moment, który mocno zmienił mnie sportowo. Dzięki temu udawało mi się ścigać w najlepszych polskich drużynach aż do dziś.
Na pewno były też trudne dla ciebie momenty. Jak sobie z nimi poradziłeś?
Jasne, że były, w każdym sezonie zdarzają się ciężkie momenty. Czy to kraksy, czy po prostu przegrane wyścigi, na które mocno się nastawiasz. Pamiętam, że takim trudnym momentem był też czas, gdy rozpadła się moja drużyna Verva ActiveJet Team. Sporo czasu zajęło mi wtedy oswojenie się z sytuacją i znalezienie nowej ekipy. Myślałem wtedy o zakończeniu zawodowego ścigania. Na szczęście ostatecznie do tego nie doszło i czekały mnie jeszcze naprawdę fajne lata na szosie.
Ostatnie trzy sezony ścigałeś się w ekipie Voster ATS. Jak ten czas zapisał się twojej pamięci i jakie będziesz miał z niego wspomnienia?
Bez wątpienia to będą tylko pozytywne wspomnienia. To drużyna, z którą odnosiłem swoje sukcesy, czułem się w niej jak w mojej drugiej rodzinie. Cieszę się, że obdarowali mnie dużym zaufaniem, zawsze mogłem liczyć na kolegów z drużyny, kiedy czułem się na siłach, by walczyć. Gdy dołączyłem do zespołu w 2019 r. miałem jeden ze swoich najlepszych sezonów. Miałem tam wiele swobody i luzu psychicznego, co bardzo mi odpowiadało. Lubię, gdy w ekipie jest dobrych duch, a ludzie którzy się nią zajmują robią to z oddaniem, pasją i zaangażowaniem.
Na pewno dalej poza ściganiem będę miał z całą ekipą kontakt i nie raz spotkam się z nimi na wyścigach. Bo może nie będę już startował, ale kolarstwo zawsze będzie w moim sercu i w roli kibica będę nadal przeżywał wyścigi, a czasami stał przy trasie i kibicował chłopakom.
Na koniec oczywiście wielkie podziękowania dla pana Ryszarda Roczniaka, dla Krzysztofa Parmy oraz Mariusza Witeckiego za wspólne trzy sezony i piękne chwile. To była świetna współpraca, jakiej każdemu życzę w kolarstwie. Podziękowania również dla całej obsługi oraz moich klubowych kolegów, bo razem daliśmy radę!
Rozmawiała: Karolina Halejak